Dużo się dzieje.
Na fanpage’u Szafy Sztywniary ktoś napisał, że blogerki powinny pisać głośno o sprawach publicznych. Jeszcze nie tak dawno oburzający temat w mediach wywoływał u mnie ekscytację. Popełniałam wpisy. Polemizowałam. Denerwowałam się i krytykowałam.
Sęk w tym, że takie reakcje mają miejsce, kiedy oburzenie wyrywa z bezpiecznej codzienności. Jest z tym trochę jak ze stresem. Jeśli musisz mierzyć się z nim codziennie, po jakimś czasie staje się normą. Nieprzyjemną i niezdrową, ale jednak normą, z którą można sobie poradzić na wewnętrznym autopilocie. Kiedy surrealizm staje się rzeczywistością po pewnym czasie przestajesz uważać, że płonąca żyrafa to jakaś aberracja. Nadchodzi taki moment, że już nic Cię nie dziwi. Zamiast denerwować się idiotyzmami serwowanymi przez polityków czy zalewającymi internet, doznajesz palpitacji serca z radości, gdy ktoś nie pieprzy farmazonów.
W takim stanie psychicznym mniej więcej się znajduję.
Im jestem starsza tym bardziej brakuje mi cierpliwości do słuchania głupot i odpierania ich argumentami. Dość mocno mnie to smuci, bo bierność jest cichym przyzwoleniem. Ale tłumaczenie komuś, kto święcie wierzy we własną świętą rację, że każdy aspekt życia ma wiele odcieni szarości, kończy się za każdym razem emocjonalnym kacem.
Wiele lat spędziłam wyzbywając się ze swojego życia zła. Zła, które pojmowałam jak najbardziej przez pryzmat chrześcijaństwa. Pycha. Zazdrość. Gniew. Długo musiałam uczyć się kochać bliźniego swego jak samą siebie. To zajmuje nawet dłużej niż pokochanie siebie. Kiedy widzę zaplutą wściekłość w imię nie wiadomo czego mam ochotę tę wściekłość przytulić albo od niej uciec. Z zaplutą wściekłością się nie dyskutuje. Ona nie zna logiki.
Z całego serca popieram Wolność. Równość. Braterstwo. Ale wydaje mi się, że codziennie wyrażam to każdą komórką swojego ciała. Każdą literką, którą piszę. Każdym wypowiedzianym słowem. „To małe rzeczy, codzienne czyny zwykłych ludzi sprawiają, że ciemność trzyma się z dala. Proste akty dobroci i miłości”. „Dla człowieka niedojrzałego znamienne jest, że pragnie on wzniośle umrzeć za jakąś sprawę; dla dojrzałego natomiast – że pragnie skromnie dla niej żyć”. Wolność, równość i braterstwo są dla mnie tak oczywiste jak powietrze. Jak budzenie się rano i kładzenie do snu wieczorem. To, że ktoś ma inaczej nie mieści się w mojej małej zakutej głowie.
Chwilami myślę, że może uda się to przespać i przeczekać. Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi. Ale łatwo mi mówić. Jestem w bezpiecznej odległości.