Pisanie o mieście, z którego się pochodzi jest cięższe, niż pisanie o jakimkolwiek innym miejscu, ponieważ wszystko jest takie oczywiste i znajome. Jak z młodymi pannami w “Panu Tadeuszu”, jeśli widzisz jak ktoś dorasta to potem nie robi takiego wrażenia, kiedy jest wprowadzany do towarzystwa. Z Gdańska panna raczej nieco podstarzała, ale co tam.
Interesują mnie zwykle sprawy nieco inne niż osoby odwiedzające Gdańsk po raz pierwszy czy bywające w nim rzadko. Jeśli mam być absolutnie szczera to najbardziej lubię las, psa, mieszkanie mamy i autobus 130. Żaden z tych aspektów nie nadaje się do polecenia znajomym turystom. Ale coś polecić trzeba. Zatem spróbujmy.
Jest absolutnie przepiękny
Nie da się ukryć. Po prostu jest. Oczywiście nie w całości, tylko fragmentami, ale tych fragmentów jest dość sporo. Główne Miasto zachwyca. Można się spierać, że historyczne części większości miast zachwycają, tylko po co. Plaża jest fajna, a las jeszcze fajniejszy. Nie wspominając już o starym Wrzeszczu, Oliwie, niebezpiecznych zakamarkach Biskupiej Górki, pięknej i strasznej Orunii, Fortach i wielu, wielu innych.
Najlepiej lajkuje się na instagramie
True story. Lepiej niż jakiśtam Londyn. Paryż się nie umywa. Gdańsk rządzi twardą ręką. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżam, aż zacieram ręce z radości ile będzie lajków. Tak, jestem płytka. Ale to w sumie urocze, że wcale nie jest tak, że cudze chwalimy, swojego nie znamy.
Jest kosmopolityczny
Nie powinno nikogo dziwić, że zdecydowanie jestem bardziej za miłością, równością i braterstwem niż za Bogiem, Honorem i Ojczyzną. W Gdańsku przez wieki egzystowały wokół siebie najróżniejsze narodowości, bo tak im było wygodnie, albo tego akurat wymagała sytuacja. Przynależność do Polski zależała czasem od aktualnych interesów miasta. I za to je lubię. Krnąbrny, kochany, praktyczny Gdańsk. I dzięki temu taki ładny i światowy! A co. United we stand, divided we fall.
Ilość gotyckich kościołów na kilometr kwadratowy zachwyca
Będąc młodą nastolatką, jak znaczna część młodych nastolatek, byłam bardzo głęboka, (chaotycznie) uduchowiona, liryczna. Dużo chodziłam do kościoła, jednocześnie malując na plecaku znak “Om” i słuchają death metalu. Byłam mroczna i nikt mnie nie rozumiał, dlatego lubiłam siedzieć w ciemnych, zimnych, majestatycznych gotyckich kościołach. Do tej pory więcej kościołów niż na Głównym i Starym Mieście w Gdańsku widziałam chyba tylko w Rzymie. Ale w sumie mało jeżdżę po Polsce, więc może to standard. Dość, że w rodzinnym mieście na każdy dzień tygodnia mogłam mieć inną miejscówę. Przez dobrych kilka tygodni.
Zagrabił Sąd Ostateczny
Cud świata. Jako mały berbeć w czapeczce z pomponem wpatrywałam się w niego z rozdziawioną buzią. Jako głęboka, liryczna nastolatka analizowałam szczegóły podkradając mamie notatki z kursu dla przewodników, by móc potem szpanować na wyjściu klasowym znajomością symboliki każdego diabła, każdego kwiatka i każdego kamyczka. Teraz cofam się w rozwoju i znowu patrzę na niego z rozdziawioną buzią. I w czapce z pomponem.
Ciężko mi ocenić jaki wpływ miał Memling na moją fascynację średniowieczem, ale zaryzykuję, że nie był on obojętny.
Mieli my kości Mykerinosa
Tajemniczemu napisowi pojawiającemu się w losowych miejscach miasta poświęciłam kiedyś osobny wpis. Od dawna nie widziałam już tej zagadki na żywo, ale wciąż mnie urzeka. W jednym zawoalowanym zdaniu mieści się żal, tajemnica, wzniosłość, groza. Ten uliczny heheszek pasuje do Gdańska jak nigdzie indziej.
Legendy gdańskie
Gdańskie legendy są…specyficzne. Tak jak specyficzna była mieszanka ludności w nim żyjąca. Zachwycałam się nimi we wpisie sprzed kilku lat.
„Jeśli nigdy się z nimi nie zetknęliście to warto. Są pełne syren, morderstw, okaleczeń i objawień. Jedna z bardziej charakterystycznych opowiada o rzeźbiarzu, który ukrzyżował swojego zięcia, żeby stworzyć idealny wizerunek umierającego Chrystusa. Inna z kolei o tym jak twórca zegaru z Kościoła Mariackiego został oślepiony, by nie stworzyć podobnego dzieła dla żadnego innego miasta. I tak dalej, i tak dalej.”
Przepych i groza. Bo w gruncie rzeczy…
Gdańsk jest jak Thranduil
W jakim sensie? Otóż jest piękny i szlachetny na zewnątrz, ale jednak dość złowieszczy, a w środku okrutny. Ale nie zły. Wręcz przeciwnie. Po prostu skomplikowany.
Blog Forum Gdańsk
Wiem, że jest obecnie mnóstwo imprez blogowych, ale ja jeżdżę tylko na jedną. Wciąż uważam ją za najważniejszą. A nawet jeśli już taką nie jest, to dla mnie jest, bo dzięki niej poznałam cudowne osoby, które sprawiły, że inaczej patrzę na życie, jest mi lepiej z sobą samą i z którymi wybornie pije się wszystko i wszędzie. Na przykład na moim weselu.
Być może kochałabym tę imprezę tak samo gdyby odbywała się w jakimkolwiek innym mieście. Ale nie sądzę. Najulubieńsi blogerzy w moim rodzinnym mieście sprawiają, że czuję się jak w domu wśród rodziny.
Jest krainą mojego dzieciństwa
Oprócz tego, że jest piękny, niesamowity, thranduilowy, kosmopolityczny, ma dla mnie klimat, którego nigdy nie będzie miało żadne inne miasto. Znam je z perspektywy przedszkolaka i z perspektywy licealistki. Chodziłam w pieluszce z babcią do parku oraz wagarowałam chowając piwo po krzakach przed policją. Nie jesteśmy już razem i nie wiem czy kiedykolwiek będziemy, ale zawsze będziemy się kochać.
Za co Wy kochacie Gdańsk?