Raz na jakiś czas nadarza się w życiu krótka chwila euforii. Taki moment, w którym cały świat Cię kocha i robi wszystko, żeby było Ci dobrze. Coś jakby urodziny na sterydach. Wszyscy chcą Cię wtedy uszczęśliwić i to szczęście pomnaża się gwałtownie. Takim momentem jest choćby ślub. Albo zasłużony awans w pracy. Może niektórzy czują się tak w wymarzonej podróży. Ja szaleję kiedy dostaję ciekawą blogową propozycję. Albo na Serialconie, kiedy ludzie mają ochotę mnie słuchać, chce ze mną rozmawiać telewizja, każdy dzień polega na interakcjach z super znajomymi, piciu wina, słuchaniu jakim się jest ciekawym i ładnym i jak wszyscy lubią czytać Twój blog. Dla Ciebie może to być coś zupełnie innego. Ale wiesz o co chodzi.
To są jedne z najlepszych momentów istnienia. To są te chwile, dla których warto żyć. Chłoniesz je każdą komórką ciała i napawasz się każdą sekundą ich trwania. Są jak narkotyk.
Sęk w tym, że życie składa się jeszcze z innych chwil. Nie żeby od razu złych, chociaż czasem też. Po prostu innych. Podczas których nie ma tego wszystkiego. Nie ma upojenia, naćpania szczęściem. Podobno panny młode po ślubie dostają czasem poczucia pustki, że jak to, już po wszystkim? (Choć w moim przypadku było raczej “hura! już po wszystkim”…)
Z podróży życia wracasz do tego życia. Atmosfera festiwalu nie rozciąga się na wieczność. Pięć minut sławy trwa dokładnie pięć minut. Chyba, że jesteś wybrańcem bogów. Większość z nas nie jest, choć możemy zginąć próbując.
Uważam, że mam dobre życie i jestem za nie wdzięczna. Uważam, że mam sporo szczęścia. Ale jednak kiedy pył euforii opada potrafię o tym zapomnieć. Dobre rzeczy uzależniają. Chcesz więcej. Od razu. Teraz. Sęk w tym, że euforii można co prawda pomóc, ale niekoniecznie da jej się narzucić harmonogram. A to frustruje. Bo potrzebujesz nowej dawki tego najlepszego narkotyku.
Podczas smutnego zjazdu emocjonalnego po Serialconie czytałam po raz kolejny A Man Without A Country Vonneguta i po raz kolejny natknęłam się na fragment o jego wujku Alexie. Wujek Alex uważał, że głównym problemem ludzi jest nieumiejętność docenienia momentów, w których jesteśmy szczęśliwi. I zachęcał, żeby cieszyć się małymi chwilami, mówiąc na głos “jeśli to nie jest miłe, to nie wiem co jest”. Jest to prawdopodobnie jedna z najbardziej ckliwych i banalnych rad na świecie, a my wszyscy jesteśmy o wiele zbyt mądrzy, wyedukowani i ironiczni, żeby dać się nabrać na takie bzdety, czyż nie?
To jest ckliwe. Banalne. Egzaltowane. Może i trochę żałosne. Ale rety, jak pomaga. Gdyby nie wuj Alex nie wiem jak przeżyłabym ostatnie dwa tygodnie emocjonalnej równi pochyłej i wątpienia we wszystko co robię w życiu. Ale im więcej powtarzam sobie, “jeśli to nie jest miłe…”, tym wszystkie zmysły robią się czulsze na małe drobiny euforii.
Ten moment, kiedy pewnym krokiem z dobrą muzyką w słuchawkach (Haim, “Don’t Save Me”, jakby ktoś pytał) przechodzisz obok dworca Kings Cross, wiatr rozwiewa płaszcz, włosy układają mi się cudownie i czuję, że ze wszystkim sobie poradzę. Przecież to Kings Cross z Harry’ego Pottera, do diabła. Czy marzyłam, że tu będę kiedy pierwszy raz czytałam tę książkę? A jestem. Jeśli to nie jest miłe, to nie wiem co jest.
Ekscytacja, kiedy czekasz na dworcu pod tablicą informacyjną w tłumie krewnych i znajomych pasażerów pociągu z Paryża. Te wszystkie uśmiechy, uściski, wyrazy miłości, rodzice, dzieci, przyjaciele, siostry, bracia. Uczucie, jakby działo się właśnie coś podniosłego, jakbyśmy wszyscy połączyli się po latach rozłąki, a ta chwila jest naszym happy endem. Jeśli to nie jest miłe, to nie wiem co jest.
Piknik w parku. Twarzowa fryzura. Ciepła kąpiel z bąbelkami. Świeżo zrobiony manikiur. I pedikiur. Śniadanie na zewnątrz kawiarni w ciepły majowy poranek. Wysprzątane mieszkanie. Popołudnie, które można poświęcić w całości na nadrobienie seriali. To jak ktoś pierwszy odzywa się do Ciebie na facebooku. Godziny spędzone na dobrych rozmowach. Ludzie, którzy naprawdę Cię lubią. Budzenie się w objęciach męża, a za oknem słońce. Książki Kurta Vonneguta.
Jeśli to nie jest miłe, to nie wiem co jest. Ale pewnie Ty wiesz. Im więcej razy wiesz, tym lepiej. Tym łatwiej przetrwać do następnej dawki tej dużej, potężnej euforii.
Damy radę.