W obecnej rzeczywistości posługiwanie się tylko jednym językiem zaczyna być powoli czymś na kształt ułomności.
W telegraficznym skrócie – lepiej coś umieć niż nie. Jeździć na koniu czy na rowerze, lepić pierogi, kręcić filmy, mówić po polsku czy w swahili. Nigdy nie wiesz, kiedy jakaś umiejętność się przyda ani kogo spotkasz na swojej drodze.
Na studiach dorabiałam przeprowadzając ankiety telefoniczne i wiele projektów dostałam dlatego, że mówię po polsku. W tamtym okresie życia mieć dodatkowe kilkadziesiąt funtów tygodniowo na piwo i inne niezbędne do życia sprawy stanowiło ogromną różnicę. Zdecydowanie milej zarabiało mi się prowadząc rozmowy na temat portalu akademickiego z pracownikami naukowymi polskich uczelni niż krojąc cebulę w restauracji. Wiem, bo wcześniej kroiłam cebulę i wydałam kiedyś całą dniówkę na krem do rąk, który zabiłby zapach cebuli…Przy czym, żeby dostać pracę w ankietach musiałam mówić nie tylko po polsku. Koło się zamyka. Chcesz pachnieć czym innym niż cebula i mieć na jedzenie w uniwersyteckiej stołówce, to musisz posiadać dar języków.
Ale nie tylko pracą żyje człowiek. Możliwość płynnego posługiwania się więcej niż jednym językiem pozwala zrozumieć świat i siebie samego. Konkretny język wiąże się z konkretnym światem wartości i nie sposób zrozumieć Brytyjczyków, Francuzów, Polaków czy kogokolwiek innego bez zrozumienia specyfiki ich języka. Z jednej strony kultura kształtuje język, ale język ma przeogromny wpływ na zachowanie i mentalność jednostki. Inaczej zachowuję się mówiąc po angielsku, inaczej gdy rozmawiam po polsku. Nie jest to zmiana z Dr Jekylla w Mr Hyde’a, to bardziej niuanse, ale jednak.
Osobiście uważam też, że teksty kultury trzeba, po prostu trzeba poznawać w oryginale, jeśli tylko ma się taką możliwość. W porządku, nie będę uczyć się aramejskiego czy greki, żeby czytać Biblię. Nie dlatego, że to zły pomysł, ale powiedzmy, że nie starczyłoby mi pewnie życia. Ale warto czytać Shakespeare’a po angielsku, a Mickiewicza po polsku. Rozumiem, że ktoś może się skrzywić, ale kocham Mickiewicza i nic na to nie poradzę. Słowackiego też lubię, ale z Mickiewicza był ładniejszy chłopak.
Im wcześniej zaczynasz uczyć się języka obcego, tym naturalniej przychodzi nauka. Jestem tego świetnym przykładem, bo w ciągu niemalże trzech dekad życia miałam przyjemność uczyć się na poważnie przynajmniej siedmiu języków (angielskiego, japońskiego, niemieckiego, francuskiego, łaciny, gaelica i arabskiego) i zaręczam, że im później zaczyna się naukę tym ciężej idzie. Angielski zaczynałam w przedszkolu i poznawanie go stanowiło czystą przyjemność i zabawę. Kiedy na studiach próbowałam nauczyć się gaelica w jego średniowiecznej wersji, płakałam odrabiając zadania domowe. Tak, owszem, to smutny język, w którym najbardziej regularnym czasownikiem jest marbaid czyli zabijać, ale mój mózg po prostu nie chłonął już jak kiedyś. Do dziś lepiej mówię w języku japońskim, który zaczynałam mając dwanaście lat, niż po francusku, choć miałam go pięć godzin tygodniowo w liceum.
Dlatego też jeśli jest możliwość mówienia w więcej niż jednym języku od wczesnego dzieciństwa, to należy z niej korzystać. Moje przyszłe dzieci prawdopodobnie nie będą mówić po polsku w szkole, ale z pewnością będą się polskiego uczyć. I czytać Sonety Krymskie i inne Reduty Ordona i zachwycać się językiem Sklepów Cynamonowych (nie ma takiej opcji, że nie będzie ich zachwycać!) i oglądać filmy Barei, z których nie zrozumieją niczego. W tym samym czasie one będą pewnie wolały słuchać jakiegoś młodszego wcielenia Britney Spears czy Taylor Swift. Ale rodzice nie są od tego, żeby tylko sprawiać przyjemność. Jak to powiedział Oscar Wilde, children begin by loving their parents; as they grow older they judge them; sometimes they forgive them.
Tekst powstał we współpracy z Polskimi Szkołami Internetowymi Libratus, które umożliwiają dzieciom nieodpłatną realizację polskiej podstawy programowej i uczestniczenie w zajęciach online o dowolnej porze i z dowolnej lokalizacji. Libratus zapewnia dostęp do Internetowej Platformy Edukacyjnej, webinariów z polskimi nauczycielami i przygotowanych przed doświadczonych pedagogów scenariuszy lekcyjnych. Zawiera wskazówki jak prowadzić lekcje, a cały program zakończony jest egzaminem państwowym. Dzieci otrzymują państwowe świadectwo ukończenia klasy, dostają również legitymacje uprawniające do zniżek na terenie Polski. Jeśli masz polskie obywatelstwo, a Twoje dziecko ukończyło pięć lat, wystarczy wypełnić formularz i przesłać go do Polski.
Więcej informacji znajdziecie na stronie internetowej i fanpage’u. Każdej polskiej matce i polskiemu ojcu przemawiam do sumienia – nie odbieraj dziecku możliwości dokonania tego niezwykle ważnego życiowego wyboru – Mickiewicz czy Słowacki.