Bardzo smucą mnie gasnące znajomości. Bardziej niż te znajomości, które dawno umarły.
Jest coś melancholijnego w mijaniu się na ulicy bez słowa. Uderza Cię wtedy przeszłość, nagle oczyma duszy widzisz wizje tego co było i co nigdy już nie będzie. Czujesz jakieś dziwne ukłucie w sercu, może lekko uśmiechasz się pod nosem do wspomnień. Spotkanie z umarłą znajomością może skończyć się samotną lampką wina i zadumą. Czyli wszystkim, co najlepsze.
Gasnąca znajomość tli się latami, czasem dekadami. To te osoby, które widzisz od czasu do czasu i kiwasz głową na powitanie, ale nie macie w sobie na tyle serdeczności, żeby od razu zatrzymywać się i zamieniać słowo. A jeśli już to robicie, wszelkie okruchy serdeczności szybko zmieniają się w fale niezręczności. I te rozmowy, że musicie umówić się na kawę, przypadkiem bez żadnych konkretów. Może za tydzień, może za miesiąc, może nigdy. Przy każdej z tych rozmów wiesz dokładnie, że kłamiecie sobie w żywe oczy i co gorsza, obie strony są tego absolutnie świadome. Mam wtedy ochotę krzyczeć, potrząsnąć nami, siarczyście zakląć albo chociaż rzucić sarkastyczną uwagę, że tak, jasne, yhy, na pewno. Ale nie robię tego i Ty też tego nie robisz, bo chowamy się pod naszymi szerokimi uśmiechami dawnych dworzan, którzy nigdy nie zdradzą o czym myślą.
|zdjęcia : Kat Terek|
Internet z jednej strony pomaga nawiązać i kultywować najcenniejsze więzi. Wiem to dobrze, bo znakomita część osób, które uwielbiam i z którymi zarywam wieczory, trafiła do mojego życia mniej lub bardziej przez internet. Te same social media są również aparaturą podtrzymującą przypadki beznadziejne, którym już dawno powinno pozwolić się odejść. One jednak wciąż żyją, a co gorsza, niszczą to, co było dobre. Ta znajoma, z którą pajacowałam po szkockich pałacach, która teraz głosuje na Trumpa. Ten kolega, z którym siedziałam w ławce, który nienawidzi uchodźców. Te wszystkie przerażające poglądy i postawy, które dzisiaj nie pozwoliłyby nam na beztroskę i tworzenie wspólnych wspomnień. Dziś jesteśmy kim innym. Wiek niewinności dawno mamy za sobą. Lepiej byłoby, gdyby te znajomości umarły i gdybyśmy pamiętali je takimi, jakimi były kiedyś. Ale nie odłączasz ich od respiratora. Mimo wszystko. Nie wiesz, czy to miłosierdzie czy głupota.
A czasem obywa się bez wielkich dramatów, bez konfliktu wartości, bez zaskoczenia czy niesmaku. Po prostu nagle przestajemy się nawzajem obchodzić. Tylko tyle i aż tyle. Tak to jest.
I spotkamy się po raz kolejny. Żadne z nas nie powie niczego prawdziwego ani wartościowego. Żadne z nas nie spróbuje na nowo zrobić dla tej drugiej osoby miejsca w życiu, nawet malutkiej szczelinki, no bo kto ma czas na takie rzeczy, to męczące, przecież mamy swoje osobne światy, po co to komu. Ale uśmiechniemy się serdecznie jak gdyby nigdy nic i nakarmimy się pustą gadką. Umówimy się na nieistniejące piwo. Opijemy się niewidzialną herbatą.
Naprawdę, wolałabym, żebyśmy umarli.