Mam pewne wstydliwe wyznanie – uwielbiam cienkie książki. Nie żebym miała problem z tymi grubymi. Lubię po prostu ich zwięzłość wypowiedzi i siłę przekazu. Anna Karenina jest oczywiście przepiękna i zachwycająca i fajnie rzuca się nią o ścianę, kiedy tytułowa Anna robi się szczególnie irytująca. Ale to krótkie dzieła Vonneguta zmuszają mnie najbardziej do myślenia. Poza tym dłużej waham się nad kupieniem czegoś grubego. Kiedy ja to przeczytam? A kiedy widzę jakąś cieniznę, nie ma wymówek. Przeczytam choćby w wannie. Gdy na dodatek znajduję ją na jakimś kiermaszu książek za całego funta, jak Why I Write Orwella, nie ma odwrotu.
Jako osobę aspirującą do zawodowego pisania, niewiele rzeczy cieszy mnie bardziej niż kiedy czytam, że pisarze będący dla mnie wzorami i mistrzami, mieli podobne bolączki i doświadczenia do moich. Taki na przykład Tolkien uwielbiał wymyślać swoje Śródziemie z dziesiątkami postaci, z odrębną mitologią, językami i całą geografią. Podobno jego znajomi z Oxfordu się z niego śmiali. Kiedy siedzę w pracy i rysuję drzewa genealogiczne swoich wyimaginowanych bohaterów, wiedząc o Tolkienie, czuję się nieco mniej osamotniona w dziwactwie.
Orwell przyznaje się zupełnie bez ogródek do motywów popychających go do pisania. Przede wszystkim – egoizm. Tu mnie ma. W życiu jest wiele przyjemności, ale niewiele smakuje tak cudownie jak ktoś, kto stwierdza, że uwielbia to co tworzysz. Poza tym chcesz czuć się bystrzachą, osobą, która ma coś do powiedzenia.Według Orwella, około trzydziestki większość ludzi zatraca swoją osobowość w imię poświęcenia innym i światu. Według niego to negatywne zjawisko. Uważa egoizm za cechę śmietanki ludzkości, do której zalicza naukowców, artystów, polityków, prawników, żołnierzy oraz odnoszących sukcesy biznesmenów. I pisarzy, rozumie się samo przez się. Sama mam jeszcze jakieś resztki skromności, żeby powstrzymywać się od podobnych stwierdzeń, ale nie będę udawać, że pisanie nie sprawia, że czuję się fajniejsza. Pomijając inne motywacje, budujące jest też stwierdzenie, że był dziwnym dzieckiem, które cały czas sobie coś opowiadało i tworzyło własny świat. A więc nie jestem dziwakiem, odludkiem i nieudacznikiem. Przynajmniej nie większym niż on. No i zawsze miło mieć usprawiedliwienie dla własnego egoizmu.
Esej “Dlaczego piszę” to jednak zaledwie dziesięć ze stu dwudziestu stron książki. I to wcale nie najlepsze dziesięć stron. Rewelacyjna jest “Polityka i język angielski”, analizująca w jaki sposób polityka wykoślawia język aż do momentu, kiedy całe frazy i zdania mogą zawierać w sobie dziesiątki wyrazów, które nie znaczą absolutnie nic. A gdy przywyknie się już do używania takiego języka, wpływa to negatywnie na sposób myślenia i rozumienia świata.
Jednak najlepszą (chociaż najtrudniejszą) częścią tej książki jest “Lew i Jednorożec”. Przyznam, że przebrnięcie przez ten esej bywało chwilami wyzwaniem, jak brnięcie przez zaspę. Polityczną, klasową, socjalistyczną zaspę. Orwell analizuje brytyjskie społeczeństwo i jego niedociągnięcia, niesprawiedliwość społeczną związaną z podziałem klasowym oraz jak to się ma do trwającej właśnie wojny (tekst pochodzi z 1941 roku). I wieszczy rewolucję. Czytając to w roku 2016, ciężko się nie uśmiechnąć, bo ani socjalizm nie wyszedł ludzkości tak jak Orwell to sobie wyobrażał, ani aż tak dużo nie zmieniło się w Wielkiej Brytanii pod względem społecznym. Nie wiem czy to mnie pociesza czy smuci. Na pewno fascynuje. Znalazłam też w tym tekście dużo przemyśleń na temat wojny jako takiej. Że lepiej być pod okupacją i walczyć o przetrwanie, niż dobrowolnie skapitulować i dać się skolonizować. Że pacyfizm liberalnej inteligencji może czasem skręcać w niebezpieczne zaułki akceptacji totalitaryzmu. Że wojna jest najlepszym katalizatorem przemian. Że nie istnieje coś takiego jak neutralność. Jestem wielką defetystką, dlatego te uwagi oznaczyłam sobie czerwonymi przylepnymi zakładkami. Na wszelki wypadek. Tak jak ten najbardziej aktualny z cytatów (jeszcze raz przypomnę, napisany w 1941 roku):
But England has got to be true to herself. She is not being true to herself while the refugees who have sought our shores are penned up in concentration camps, and company directors work out subtle schemes to dodge their Excess Profits Tax.
Cienkie książki naprawdę rzadko zawodzą. Na szczęście w tej samej serii wydano kilkadziesiąt innych cienkich pozycji…