Kiedy myślisz o muzeach i galeriach Londynu, automatycznie przychodzi do głowy British Museum, Tate, V&A, Natural History Museum czy National Gallery. Każde z nich uwielbiam i każde z nich jest ikoną miasta. Tyle, że to tylko czubek góry lodowej. Jest tu tyle wspaniałości do zobaczenia, że za każdym razem, kiedy spędzam sobotę na zakupach albo pod kocem z książką, czuję wyrzuty sumienia, że czegoś nie zobaczyłam. Albo, że przeszła mi koło nosa świetna wystawa. Choć w przypadku wystaw mniej mi żal, bo kosztują zazwyczaj więcej niż wyjście na porządny obiad.
W ramach zwalczania wyrzutów sumienia podzielę się z Wami listą sprawdzonych adresów mniej uczęszczanych szlaków zwiedzania. Na tych szlakach kryją się jednak prawdziwe perełki. Dzisiaj będzie o Geffrye Museum.
W przypadku tego muzeum miałam największe wyrzuty sumienia, ponieważ spod mojego domu do drzwi instytucji idzie się trochę ponad dwadzieścia minut. Zawsze miałam wymówkę. Piwo, pączki, wyprzedaż w Zarze. W końcu wzięłam dzień wolny i podreptałam przez mroczne uliczki Hoxton. Jak mroczne? Tak, że kiedy kupowałam po drodze wodę gazowaną, sprzedawca przekonywał innego klienta, że wszyscy naukowcy, którzy znajdą się na tropie leku na raka, są od razu mordowani. To taki spisek rządów. JUŻ ON TO WIE.
Wracając jednak do muzeum. Kiedy stajesz oko w oko z budynkiem, nie sposób nie westchnąć rzewnie, bo wygląda jak z pięknej bajki o Anglii.
Wzruszył mnie też widok gazet, które były kluczowym źródłem informacji dla XIX-wiecznych przedsiębiorców i odgrywały bardzo poważną rolę w życiu ówczesnej klasy średniej. Wzruszył mnie ten widok, ponieważ ponad wiek temu ktoś też siedział za biureczkiem w Londynie i zdobywał reklamy od klientów dla swojego wydawcy. Panie świeć nad jego umęczoną duszą.
Dajcie znać jak Wam się podobało, jeśli wybierzecie się do tego muzeum. I koniecznie czekam na Wasze rekomendacje co do podobnych miejsc.