Ten temat męczył mnie zaraz po See Bloggers, na które trafiłam w lipcu zeszłego roku, kiedy to podczas panelu Robert Biedroń zadał pytanie zawarte w tytule. Skoro jesteśmy opiniotwórczy, skoro mamy na Czytelnika wpływ, to dlaczego nie wykorzystujemy tego do wpływania na politykę?
Uważam, że Biedroń jest jednym z najsympatyczniejszych polityków w Polsce, ale nie był to moment, w którym miałam ochotę go przytulić. Od tamtego czasu jakoś w ogóle przeszły mi myśli o przytulaniu go. To FAJNY polityk, ale jednak polityk.
Męczyło mnie to na tyle intensywnie, że po sześciu miesiącach w końcu skończyłam szkic, który siedział od tamtego czasu w notatniku. Otóż blogerzy piszą o polityce. Codziennie. Tylko może inaczej rozumieją co polityka znaczy.
Byli sobie kiedyś tacy panowie, Comolli i Narboni, którzy w bardzo znanym filmowym czasopiśmie Cahiers du cinéma zaryzykowali tezę, że każdy film jest polityczny. Są osoby, które w tym momencie ogarnia śmiech. Jak to, he he, jak to polityczny. Co, Kopciuszek jest polityczny? Czy może Harry Potter? He he. No więc tak. Są. Można bawić się w daleko posunięte interpretacje, że Luke Skywalker jest wrogiem proletariatu, bo na drugiej Gwieździe Śmierci byli robotnicy i tak dalej. Oczywiście, że można, jeśli kogoś to bawi. Ale można też uznać, że jego postać wyraża American Dream, od zera z pustynnej planety do galaktycznego bohatera. Taką samą ścieżkę kariery, jaką przebył jego ojciec. Pokazuje też, że dobro zwycięża, nawet jeśli stawia czoła Imperium dysponującym największym w kosmosie arsenałem. I tak dalej, i tak dalej.
To, że ktoś napisał, nakręcił, narysował, nagrał coś w taki, a nie inny sposób, jest wyrażeniem sumy poglądów, przekonań i wierzeń, które pochodzą z konkretnych systemów wartości. Kiedy piszę o tym, że uważam Hiroshimę za jedną z najważniejszych książek mojego życia, to jest to przesłanie polityczne o umiłowaniu pokoju. Kiedy lata temu pisałam o niechęci do powrotu do Polski z powodu pociągów i gejów, był to mocny manifest liberalny. Każda jedno zagadnienie, które poruszam, wynika z sumy tego jak zostałam wychowana, w co wierzę i jaką jestem osobą. Nie do końca wierzę, że da się oddzielić osobę od jej twórczości. Możesz oddzielić osobowość kierowcy, rzeźnika czy malarza pokojowego od jego zawodu, ale już nie bardzo osobę tworzącą jakikolwiek przekaz od samego przekazu.
Osobiście uważam, że piszę o polityce niemal cały czas. Tyle tylko, że nie piszę i nie zamierzam pisać o tym na kogo głosuję lub nie głosuję. Głównie dlatego, że niespecjalnie tym osobom ufam, żeby od razu udzielać publicznego poparcia. Polityk, któremu bym ufała, musiałby przejmować się głównie byciem przyzwoitym, a nie notowaniami, co musi być trudne, jeśli od tych notowań zależy pensja. A i bycie przyzwoitym wcale nie jest dobrze widziane przez wielu wyborców. Nie da się ukryć, że wyrażam właśnie poglądy polityczne. Nie obchodzi mnie czy na czele rządu stoi konserwatysta, liberał, gej, mason, żyd czy cyklista, jeśli przestrzega prawa i ideałów, którymi są wolność, równość i braterstwo. Tak, to też jest manifest polityczny.
Piszę najczęściej o rzeczach, wobec których czuję pasję. Złość. Które mnie ruszają. Polityka w rozumieniu konkretnych jednostek, które są u władzy, rusza mnie stosunkowo mało. Może dlatego, że jednym z kierunków, które studiowałam, była historia i naprawdę ciężko mnie zaskoczyć idiotycznymi pomysłami. Wszystko już było, w tej czy innej formie. Będzie lepiej albo gorzej, ale this too shall pass. Może dlatego, że ludzi, którzy kierują się emocjami i którzy się boją, łatwiej jest kontrolować, a to jedna z sytuacji, których najbardziej chcę w życiu uniknąć.
Brexit? I will survive. W tym czy innym kraju. Trump? Świat widział już gorszych i lepszych, jeden Trump w tę czy we wtę…PiS, PO, ta partia czy tamta, żadna nie zmieni faktu, że będę sobie dalej pisać o świecie wierząc, że wszyscy są równi i powinni się lubić i kochać. Że “tradycyjny model rodziny” i chodzenie do kościoła w niedzielę jest spoko jak się chce, tak samo jak spoko jest in vitro, związki partnerskie, wolny seks czy przebieranie się za płeć przeciwną. I tak, to wszystko jest manifest polityczny. Przy czym zupełnie, zupełnie nie obchodzi mnie interes partyjny. I mam nadzieję, że nigdy mnie obchodzić nie będzie.
PS W następnym wpisie polityki będzie tyle, co jest zawsze. Nie więcej. Mniej też nie.