Ten tekst może przydać się osobom, które planują wydawać ciężko zarobione pieniądze rodziców na rozbijanie się po drogach i bezdrożach Europy, Azji czy innej Australii podczas gap year. Tek tekst pomoże uzmysłowić matkom i ojcom, że podróże kształcą i dodają chwały niezbędnej młodemu człowiekowi, dostarczy też garść innych argumentów działających na Waszą korzyść. Jeśli nie jesteś młodziutką osobą w wieku okołomaturalnym, nie martw się. Dla Ciebie też coś wymyślimy.
Późne średniowiecze to czas, w którym zaczyna dziać się dużo fajnych rzeczy. Ogólnie uznaje się, że to moment, w którym rodzi się moda w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Można też przyjąć, że to moment, w którym zaczyna się turystyka w formie zbliżonej do tej, którą znamy dzisiaj. Mam przez to na myśli podróżowanie dla przyjemności i zdobycia doświadczeń, zamiast w celu sprzedania kozy w pobliskim mieście czy zbawienia duszy podczas wizyty w jakimś mniej lub bardziej świętym miejscu. Ogólnie jeśli jesteś zdrowym, dobrze urodzonym mężczyzną z pieniędzmi, a na horyzoncie nie ma żadnej wojny, to jest fajny moment, żeby żyć. Chociaż dla takiej postaci większość momentów historii jest fajniejsza, niż dla reszty społeczeństwa…
Podczas ostatniego roku studiów spędziłam trochę czasu z trzema tekstami relacjonującymi rycerskie podróże. Jak to teksty z tego okresu, prezentują poglądy i ideały bardzo konkretnej warstwy społecznej, która miała pieniądze na takie luksusy jak umiejętność czytania i pisania. Albo pieniądze, żeby zapłacić innym za pisanie dla nich. Chłopaki to Pero Tafur z Hiszpanii, Georg von Ehingen ze Szwabii i Czech Jarosław Lew z Rozmitalu. Wszyscy byli z domu zamożni i w mniej więcej podobnym czasie zjeździli znaczną część Europy, objedli się na znakomitej ilości dworów, a co zobaczyli, to opisali.
Pero i Georg to młodzi mężczyźni około dwudziestki, szukający chwały i przygody. Georg został wręcz delikatnie wyrzucony z domu przez ojca, który uznał, że chłopak powinien się wykazać i zobaczyć świat, a nie popijać wino po pobliskich dworkach i tawernach. Zapamiętajcie ten argument. Mamy oczywiście równouprawnienie, więc kwestia płci jest drugorzędna, ale zdanie “mamo, chyba nie chcesz żebym się z nudów rozpił/a” to jednak czyste złoto.
Jak wspominałam, dla tych w bardziej zaawansowanych wiekiem też coś się znajdzie. Lew z Rozmitalu był zdrowo po trzydziestce. Nie podróżował za pieniądze rodziców, ale…szwagra. Tak się szczęśliwie złożyło, że jego siostra wyszła za króla Węgier, z którym Jarosław trzymał sztamę i chętnie dawał się wysyłać na różne “misje”. Większość z nich polegała na wizytowaniu różnych dworów, jedzeniu, piciu i robieniu dobrego wrażenia. Dla tych, co mają siostry na wydaniu – warto przemyśleć sprawę. Lew był jeszcze w tej uprzywilejowanej pozycji, że w przeciwieństwie do młodzieniaszków nie musiał nawet sam spisywać swoich przygód, bo miał od tego nie jednego, a dwóch kronikarzy.
Pozostając przy kronikarzach. Jeśli masz ochotę spakować plecak i ruszyć przed siebie, a mama kręci nosem, możesz wytłumaczyć, że powinna się cieszyć bo nie musi płacić Ci za giermka, konia, kronikarza, ani żadnego innego służącego. Lew z Rozmitalu ciągnął ze sobą orszak czterdziestu chłopa. A na szyi dyndały mu drogocenne klejnoty. Georg Ehingen ciągnął za sobą jakieś dziesięć osób. Ty chcesz tylko trochę kasy na samolot i żarcie – co za oszczędność!
Niemniej jednak przydałaby się lustrzaneczka i jakiś porządny smartfonik. Wiadomo przecież, że nie jedziesz tylko po, żeby sobie pooglądać świat, ale też dla potwierdzenia swego niezłomnego honoru, a czymże jest honor sam w sobie, jeśli nie wiedzą o nim inni. Wg Jutty M.Huesmann, średniowieczny szlachcic musiał po powrocie zaprezentować swoje dokonania rodzinie i kręgowi towarzyskiemu, stąd w XV wieku mamy coraz więcej relacji z wypraw. Naprawdę nie jesteśmy tacy znowu różni od naszych przodków. Robimy mnóstwo rzeczy, bo są modne i żeby pokazać się innym.
Rycerze mieli nad nami niestety tę przewagę, że podróżując mogli wbijać się na dwory królów, książąt i innych panów feudalnych. Bo tak wypadało i głupio chłopaka odesłać. Podczas typowej wizyty na dworze orszak mieszkał w pobliskiej karczmie, do której książę czy król wysyłał alkohol (a często i pokrywał wszelkie wydatki gościa) i komitet powitalny. Po kilku dniach i przekonaniu się, że przybysz niczego nie knuje i nie narobi obciachu, dopuszczano go do zamku czy pałacu, a na jego cześć wydawano ucztę, albo przynajmniej urządzano turniej. Najlepiej obie opcje. Na wyjezdne należał się gościowi prezent i listy zapewniające bezpieczny przejazd. Bycie księciem to naprawdę nie jest jakieś hop siup. Na przykład podczas pobytu Pero Tafura w Kairze, Sułtan opłacił jego pobyt w karczmie, który trwał…trzydzieści dni. Król Anglii gościł Lwa i jego czterdziestu towarzyszy przez czterdzieści dni. To tak na rozwagę, jak następnym razem westchniecie rozmyślając o życiu księżniczek. Podczas tych podróży zdarzyło się co prawda, że kilka z dworów odmówiło przyjęcia podróżnych (z różnych, głównie politycznych względów), ale hajs musiał się zgadzać, a rachunki w karczmie zostały przez niedoszłego gospodarza karnie uiszczone.
Paradoksalnie tym, który strzela podczas podróży najwięcej gaf, jest najstarszy podróżnik. Pero i Georg radośnie jeżdżą po Europie i przyjmowani są wszędzie. Lew co jakiś czas robi z siebie lekkiego głupka i komuś coś w nim nie pasuje. Możliwe, że wiemy o tym dlatego, że Pero i Georg pomijają mniej chwalebne epizody, a wynajęci pisarze czeskiego rycerza piszą o wszystkim jak leci. Innym wyjaśnieniem jest to, że młodzi rycerze nie wadzą nikomu, bo jeszcze niespecjalnie wiele znaczą. Szwagier króla Czech, to już jest gracz polityczny, z którym trzeba się liczyć, a czasem dać mu prztyczka w nos. Ewentualnie mógł być po prostu strasznym bufonem. Absolutnie uwielbiam pasywno-agresywną wymianę prezentów z hrabim Charolais (przyszłym księciem burgundzkim Karolem Śmiałym – moją wielką historyczną miłością). Lew daje mu pięknego konia, bo wie, że hrabia musi w zamian dać jeszcze lepszego. I daje. Ale innemu rycerzowi z orszaku Lwa. To tak jakbym dała Ci iPhone’a, a Ty dajesz lepszego iPhone’a mojej sąsiadce. Totalne WTF, niezręczność i śmiech na sali, ale normy społeczne zostały zachowane…I jak tu nie kochać dworskiej etykiety?
Podróże rycerzy są dowodem na uniwersalizm kultury średniowiecznej Europy. Każdy dwór ma swoje smaczki i lokalne obyczaje kraju, w którym się znajduje, ale ogólne reguły zachowania są wszędzie takie same. Jeśli wiesz jak zachować się przed Cesarzem na ziemiach niemieckich, wiesz jak zachować się przed królem Anglii, Francji czy Hiszpanii. Poza tym, wszyscy znają się ze wszystkimi i są w mniejszym lub większym stopniu spowinowaceni, a osobiste relacje mają kolosalne znaczenie. Cesarzowa chciała usłyszeć od Lwa wszystko o jego wizycie u króla Portugalii- jej brata. Georg na szkockim dworze traktowany jest wyjątkowo dobrze, bo służył u siostry króla. Pero w Burgundii nie omieszka nie wspomnieć księżnej, że jak ona pochodzi z Hiszpanii. Fakt, że trzech rycerzy z trzech części Europy zdecydowało się na dość podobną podróż i podobny sposób jej upamiętnienia, świadczy o pewnym paneuropejskim trendzie.
Co stało się z naszymi chłopakami po powrocie? Wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Pero ożenił się i doczekał potomstwa, wraz z synem zajmowali stanowiska w radzie miejskiej. Georg był romantyczny niczym książę William. Ożenił się z prostą (i bajecznie bogatą) dziewczyną z ludu, która miała tyle pieniędzy, że wybudowali sobie kościół. Łącznie z dwiema żonami doczekał się ośmiu synów i sześciu córek, tak więc można uznać, że miał się zdrowo i dobrze się bawił. Jaroslav wrócił do Czech, gdzie czekały go zaszczyty, ordery, przynajmniej jeden synek i własny zamek.
Jak zatem widać, kto podróżuje, ten wychodzi na ludzi, zdobywa honory i bogactwa. Nie pozostaje nic innego jak się pakować i życzyć sobie nawzajem szerokiej drogi.