Pierwszy dzień Serialconu za nami. Organizacyjnie jest przyjemniej niż w zeszłym roku, bo wszystko odbywa się w jednym budynku, poza tym jak zwykle wszyscy są mili, kucykowi i w ogóle przyjemni.
I tylko jedno mnie irytuje. Mam wrażenie, że lejtmotywem przewijającym się przez panele jest brak szacunku do polskiego widza siedzącego przed telewizorem. Co i rusz słyszę, że my, oglądający seriale przez platformy streamingowe, to mamy taki wysublimowany gust. Nie to co przeciętny telewidz, który włącza Polsat, TVN i TVP. On chce Kożuchowskiej co wieczór na pięciu kanałach, on chce mieszkań wyjętych z katalogu Ikei, które wyglądają mniej realistycznie niż sklepowa ekspozycja, on chce miliona odcinków o niczym. On nie musi mieć nowości na bieżąco, nie ma Netlixa i nie czyta internetów. Przecież jeśli dodamy do ramówki serial ambitny, to on się nie obroni. Co z tego, że kolejna telenowela dostaje prime time, a zagraniczna jakościowa produkcja emitowana jest po dwudziestej drugiej. Liczby to liczby, nie?
Pochylamy się wszyscy ze smutkiem nad tym prostym, prostackim wręcz widzem, ale jednak oglądalność nasz pan i chociaż wiemy, że sprzedajemy im totalne badziewie, tak być musi.
Jeśli jest coś, co mnie mierzi, to ludzie uważający się za lepszych od innych. Traktujący protekcjonalnie swoich odbiorców. To trochę jak Johan Huizinga piszący w “Jesieni Średniowiecza” o tym jaki ten człowiek średniowieczny był dziecinny i żył złudzeniami, podczas kiedy sam Johan po prostu nie rozumiał sceny, które próbował interpretować, dzięki czemu dopisał im znaczenie pasujące do jego wielkiej wizji. Mniej więcej tak sprawiedliwej, jak wizja głupiego odbiorcy, który pragnie słabych seriali.
Ja tak sobie myślę, że ten starszy odbiorca co nie ma Netflixa to moja mama albo moja babcia. Mama zresztą już ma, podłączyłyśmy i razem oglądałyśmy seriale. Mama nadrabia sezony. Babcia, zresztą fanka telenoweli (jej prawo) nie ma już ochoty oglądać dalej “Wspaniałego Stulecia”, bo “to się zrobiło jakieś takie, że już się nie da patrzeć”.
Możemy zasłaniać się budżetami, ale tu nie chodzi o budżety, gdy kuleje głównie już nawet nie sam scenariusz, ale mentalność jako taka. Cały świat produkuje mało wyrafinowane produkcje pod oglądalność. Sęk w tym, że produkuje też inne rzeczy. Brytyjskie stacje, obok emitowanie East Enders czy Coronation Street, walczą ze sobą o to, kto wyprodukuje kolejny kultowy tytuł, period dramę, ostry serial dla młodzieży, i tak dalej, i tak dalej.
Nie sprawia mi to osobiście różnicy czy polskie seriale będą super czy też nie. Ja mam co oglądać. Mama też już sobie poradzi. Babcia ogląda to co leci. Producentom powinno zależeć, żeby babcia żyła wiecznie. Czego i ja jej życzę. Ale jeśli miałabym opierać strategiczne decyzje na temat swojej przyszłości na tym założeniu, byłabym przynajmniej niemądra.