Jest wiele prawd objawionych i chwytliwych cytatów, na które reaguję alergicznie. Carpe Diem. Miłość jest ślepa. Co cię nie zabije to cię wzmocni*. Słowa, słowa, słowa, które coś kiedyś znaczyły, ale zarzynane bezlitośnie w najróżniejszych kontekstach są tak głębokie jak napis ’juicy’ na tyle spodni od dresu.Jednak jedna złota myśl jest o tyle prawdziwa, że czasem nie daje mi spać i bywa, że popycha mnie do pewnych decyzji.
Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów
90% dobrych rzeczy przydarzyło mi się z powodu chęci zrobienia czegoś nowego. Nawet dobra fryzura była wynikiem odważnej decyzji. Niedawno musiałam stawić czoła bardzo ciężkim wydarzeniom w życiu osobistym (które opiszę, gdy będę gotowa) i to otarcie się o totalną rozpacz i nieustanne funkcjonowanie w stresie zmieniło moją optykę.
Nie potrzebuję nowej fryzury, bo moja jest mistrzowska. Nie potrzebuję nowego faceta, bo mojemu nic nie brakuje. Nie chcę się przeprowadzać, nie chcę nowej sukienki. Przychodzi jednak moment, w którym bardzo dobrze rozumiesz, że mimo wkładanego w życie wysiłku, nie żyjesz tak jak chcesz. Nie żeby coś było specjalnie ŹLE. Dla kogoś obserwującego Cię z boku, wszystko może wyglądać zupełnie dobrze. Być może niektórzy nawet uważają, że jest świetnie i Ci zazdroszczą.
Jest taki moment, w którym zdajesz sobie sprawę, że jeśli wciąż myślisz o tym, że nie jesteś człowiekiem sukcesu, chociaż chcesz, to może nie wystarczy cały czas robić tego samego tylko BARDZIEJ i liczyć, że sukces Cię zauważy. Być może oznacza to, że coś robisz nie do końca tak jak trzeba. Przez sukces nie rozumiem tutaj kupy pieniędzy i kariery międzynarodowej, a prawdziwą satysfakcję i dobre samopoczucie. Dla każdego będą wynikały z czego innego. Wierzę, że zasługuję na taki sukces wynikający z działania. Chcę czegoś więcej niż spokojnej akceptacji, że powinnam zadowolić się tym jak jestem teraz, bo przecież jest NIEŹLE. Czas powiedzieć dość.
Myślałam, że stanie się coś, co się nie stało. Normalna sprawa, choć boli jak cholera. Nie jestem w stanie odnaleźć się na nowo w starej rzeczywistości, tkwienie w niej zabija we mnie radość. Jeśli nie dam rady wejść drzwiami, to wejdę oknem. Nie mogę czekać, aż wszystko samo się ułoży tak jak by mi się podobało.
Po egzaltowanym wstępie, czas na totalne banały. Żeby nabrać odwagi, na początek zaczęłam zmiany od małych kroczków. Malusieńkich. Na przykład od pojawienia się na Stories na instagramie. Ja wiem, stories – co za bzdura. Co za problem nagrać kilkanaście sekund gadania. Dla mnie pokazanie się ludziom, których nie znam, choć oni znają mnie ze zdjęć i pisania, było ogromnie stresujące. Stresowały mnie pryszcze, zęby, krzywe brwi i fakt, że nie mam nic do powiedzenia. Po opublikowaniu paru kilkunastosekundowych wypowiedzi dostałam ponad pięćdziesiąt wiadomości. Wielu twórców dostaje pewnie tyle w sekundę, ale dla mnie taka ilość sympatyków, którzy mają ochotę napisać mi coś miłego, wydaje się powalająca. Przede wszystkim dodaje też motywacji do parcia dalej. Poza tym, paradoksalnie, na video wyglądam chudziej niż na żywo…
Kolejnym krokiem było założenie blogowego Patronite. Zawsze uważałam, że to nie dla mnie, bo hej, etat wystarcza mi na moje potrzeby i na pewno nie zarobię tyle samo na blogu. Prosić kogoś o pieniądze? To poniżej mojej godności. Kto by zresztą chciał płacić za treści, które dostaje za darmo. Przede wszystkim, kto by chciał płacić za MOJE treści? Co ja mogę komukolwiek zaoferować moim pisaniem? Sama jestem sobie jednak najostrzejszym krytykiem. To, że nie wpłaciłabym sobie złotówki, nie oznacza, że wszyscy myślą tak samo. Zupełnie możliwe, że Patronite jest zupełnie nie dla mnie. Wolę jednak spróbować i polec niż dalej być najmądrzejszą na świecie powtarzając to samo marudzenie.
Nie musisz czuć żadnego zobowiązania do płacenia mi tam nawet pięciu złotych. Fakt, że nie wpłacisz nie uczyni Cię gorszym Czytelnikiem, nie pozbawi Cię żadnych praw, niczego dla Ciebie nie zmieni. Jeśli jednak masz ochotę wpłacić, to od teraz możesz to zrobić. A robiąc to przyczynisz się do dalszego kształtowania tego bloga oraz tego o czym piszę. Przybliży mnie chociaż minimalnie do zostania profesjonalną Riennaherą. To byłby mój niemały sukces.
To wszystko to tylko malutkie kroczki, które nie stanowią żadnej rewolucji. Dają mi raczej rozpęd. Są jedynie preludium i oznaką, że zmieniam tok myślenia o sobie. Skoro już się ruszyłam, to należy kontynuować bieg. Do końca roku wykonam sporo ruchów, będących małą rewolucją w moim życiu. Na pierwszy czas jutro. To będzie krok przełomowy. Boję się, w sumie boję się jak cholera, ale nie mam czasu dłużej czekać.
Watch this space.
*Mam już prawie gotowy tekst o rzeczach, które wcale nie wzmacniają, ale jest smutny. Ile można publikować smutnych tekstów? 😉