Nie uważam się za wielką specjalistkę od pisania. Mam raczej znamiona osoby walczącej z wieloletnim uzależnieniem od tej używki. Podejście do pisania i indywidualne sposoby są chyba jednak tematem, który całkiem sporo osób interesuje. Podczas Serialconu podeszła do mnie Czytelniczka, która sama chciałaby pisać, ale niekoniecznie wie gdzie zacząć. Miała pewne obawy związane z dzieleniem się tekstami i reakcjami innych. Zasugerowała, że tekst na ten temat byłby ciekawy i lubi czytać o zapleczu pisania i blogowania. Kolejna sugestia pojawiła się ze strony Kasi, która jest jedną z Patronów bloga. Chciała wiedzieć jak piszę posty i w ogóle jaki mam sposób na pisanie.
Skoro jest zapotrzebowanie, to jedziemy.
Są dziesiątki lepszych i skuteczniejszych blogerów z publiką większą niż moje 25 tysięcy unikalnych użytkowników. Są ludzie, którzy piszą na poważnie i się z tego utrzymują, wydają książki, uczą pisania innych za pieniądze i tak dalej. Jedyne co mogę przekazać, to moje własne doświadczenia osoby dotkniętej ciężką grafomanią, która chowa teksty do szuflady od jakichś siedemnastu lat albo pokazuje je na tym czy innym blogu od jakichś piętnastu lat. Jeśli interesuje Cię opinia takiej osoby, to może być tekst dla Ciebie.
Zacznijmy od tego czy pisanie jest dla każdego. I jest, i nie jest. Znakomita większość społeczeństwa jest w stanie sklecić krótki tekst mający ręce i nogi. Niektórym zajmie to pięć minut, innym cały dzień, nie jest to jednak do końca istotne. Myślę, że przede wszystkim ważne są uczucia towarzyszące Ci podczas tworzenia. Nie są to zawsze pozytywne uczucia, o nie. W moim przypadku wręcz przeciwnie. Zanim się zabiorę, najczęściej nie chce mi się pisać i szukam wszelkich sposobów na prokrastynację. Po napisaniu tekstu, od razu przestaje mi się podobać i czuję się jak największe beztalencie świata. Im dłużej na niego patrzę, tym jest gorzej. Nie lubię czytać moich starych tekstów, bo im coś jest starsze, tym gorszych nudności dostaję na widok tych wypocin.
Jednak podczas samego momentu pisania czuję ekscytujące mrowienie na plecach, a palce stukają w klawisze jak szalone. Ciśnienie się podnosi, czasem z ekscytacji nie mogę usiedzieć. A czasem rozkosznie i leniwie rozpływam się tworząc linijkę za linijką, jakby od niechcenia. Każdy ma pewnie własne odczucia i reakcje, ale jeśli pisanie nie sprawia Ci przyjemności, to nie ma sensu się zmuszać. Pisanie jest potrzebą. Jeśli masz pisać, ta potrzeba będzie to za Tobą chodzić i nie da o sobie zapomnieć.
Wena nie istnieje
No dobrze, istnieje, ale jeździ na pstrym koniu. Nie ma co jej ufać, nie można na niej polegać. Miewam momenty, kiedy nagle jak grom z jasnego nieba trafia mnie pomysł. Chwytam laptopa albo przynajmniej zeszyt i gotowy tekst sam się wylewa spod klawiszy czy ołówka. Tak, te momenty się zdarzają. Może raz na miesiąc. Nie możesz pisać raz na miesiąc. Z wielu powodów.
Lepiej jest napisać cokolwiek niż nic
Jedno ze stwierdzeń, których absolutnie nie znoszę, jest to, że lepiej opublikować jeden bardzo dobrej jakości tekst w miesiącu, niż słabe wpisy co kilka dni. To absolutna i totalna bzdura.
Po pierwsze – jako twórca nie masz pojęcia, co odbiorca uzna za dobry i jakościowy wpis. Są teksty, nad którymi siedziałam przez kilka dni, a reakcja na nie była mało entuzjastyczna. Są inne, napisane w dwadzieścia minut, które zebrały dziesiątki komentarzy i dziesiątki tysięcy wyświetleń.
Po drugie – jeśli napiszesz dziesięć tekstów, prawdopodobnie jeden będzie świetny, kilka będzie znośnych, a reszta do niczego. Jeśli napiszesz dwadzieścia tekstów, dwa będą świetne, dziesięć znośnych i tak dalej i tak dalej. Jeśli będziesz tworzyć jeden genialny tekst przez rok, skończysz niczym Joseph Grand z “Dżumy” Camusa, który przepisywał latami jedno zdanie o amazonce przemierzającej Lasek Buloński na kasztance.
Im więcej piszesz, tym łatwiej Ci to przychodzi. Tym lepsze teksty tworzysz. Tym szybciej przychodzą do głowy nowe pomysły. Z pisaniem jest zupełnie jak z mięśniami. Trzeba je ćwiczyć często i regularnie. Oraz odpowiednio się odżywiać.
Znajdź mistrzów
Wracając do odżywiania. Ciężko pisać lepiej, jeśli nie czyta się tekstów osób piszących od Ciebie lepiej. W moim przypadku jest to w sumie większość piszących, niemniej jednak są talenty, które onieśmielają w swojej doskonałości. Wiem, że nigdy im nie dorównam, są jednak pewne składniki stylu, których mogę próbować się od nich uczyć i które popychają mnie do dalszego pisania.
Opublikowałam kiedyś wpis o trupach nad biurkiem. Lista mniej więcej wciąż się zgadza, choć jest teraz dłuższa.
Do moich największych pisarskich mistrzów zaliczam obecnie mężny kwartet: Vonneguta, Balzaka, Tołstoja i Lema. Jest to mniej więcej styl, do którego aspiruję i który staram się przemycać w tekstach. Bynajmniej nie twierdzę, że piszę jak Tołstoj. Na Boga, NIKT nie pisze jak Tołstoj. Tworzy on jednak zdania i konstrukcje, które chcę pochłaniać. Opisuje grymasy twarzy w sposób, który wyciska mi łzy z oczu albo sprawia, że śmieję się na głos. Nie ma sensu ich kopiować, ale obserwacje, na co reaguję i co mi się podoba, są bardzo przydatne.
Nie porównuj się do innych
Spędziłam długie i bolesne chwile na cierpieniu, że nigdy nie będę pisać jak wspomniani panowe. Co więcej, nie będę nawet pisać jak Zwierz Popkulturalny, bo to jest totalnie walnięta kobieta, która sypia mało, ma niespożyte pokłady energii i niemal codziennie tworzy wielostronicowe teksty.
Inspiracje są niezwykle ważne, ale nie ma sensu próbować być jak kto inny. Masz swój głos, którym musisz wyrazić to, co jest dla Ciebie ważne. Często zdarza się, że wchodzę na bloga i po kilku tekstach czuję, że autor próbuje być kimś innym niż jest. Stara się stworzyć tekst w stylu, który należy do kogoś innego. Próbuje wyjść na fajniejszego, mądrzejszego lub…głupszego niż jest w rzeczywistości. Przy czym naprawdę wolę, jak ktoś próbuje napisać coś mądrego, ale idzie mu średnio, bo przynajmniej się stara. Mądre osoby piszące niemądre teksty łamią mi serce.
Znajdź odpowiednie środowisko
Wielokrotnie toczyłam z mężem spory o włączanie muzyki w domu. On lubi słuchać czegoś cały czas, ja mam momenty, kiedy nie umiem obejść się bez podkładu dźwiękowego (np. na ulicy, w drodze do pracy), ale podczas pisania muszę mieć ciszę i spokój. Totalną ciszę. Przeszkadza mi nawet pralka czy rozmowa telefoniczna. Zaszywam się na kanapie, fotelu czy w łóżku (nigdy przy biurku!) i nie odzywam się, dopóki nie skończę. Czasami jestem w stanie bardzo efektywnie pracować w pociągu lub w kawiarni. Szum rozmów traktuję jako white noise, nie przeszkadza mi. Odcinam się też od bodźców w postaci social mediów i skupiam na zadaniu.
Nie umiem pisać bez kompletnego odcięcia się od świata.
Najlepszy czas na pisanie
Dla mnie to około dziesiątej rano i późno w nocy. Niekoniecznie dobrze się to synchronizuje z pracą na etacie i życiem rodzinnym, ale, jak by to powiedzieć…pisanie ogólnie niekoniecznie synchronizuje się z czymkolwiek. Tworząc cokolwiek często trzeba być dość niemiłą osobą z nieprzyjemnymi priorytetami. O ile staram się nie robić tego w pracy (bo to jednak trochę kradzież, nawet jeśli chodzi o czas, nie o prawdziwy pieniądz) i ograniczać się do notatek podczas picia herbaty, tak bliscy niejednokrotnie słyszeli, że TERAZ PISZĘ ZOSTAWCIE MNIE TERAZ WAS NIE KOCHAM.
Czas na pisanie trzeba sobie wyznaczać i się go trzymać, a jeśli oprócz niego nadejdzie moment geniuszu, warto go wykorzystać jak najbardziej się da. Tym bardziej, że mimo wyznaczania czasu są takie chwile, kiedy nie da się napisać absolutnie niczego.
Najlepszy sposób na pisanie
Moja metoda jest niezwykle nieefektywna i irytująca. Zwykle spisuję fragmenty tekstu, które najbardziej mnie interesuja. Zawsze tak było. Niezależnie czy chodziło o pracę magisterską, olimpiadę języka polskiego, tekst na bloga czy powieść. Jest jakaś idea, która bardzo mnie kręci, więc siadam i piszę o niej, choćby brakowało mi wstępu, zakończenia i piętnastu akapitów przed i po tej konkretnej myśli. Moje prace na studiach składały się z niezliczonej ilości czerwonych zdań w stylu “TU DODAĆ JAKĄŚ BZDURĘ O TYM I O TYM”. W przypadku długiej formy piszę sobie sceny, które mi się najbardziej podobają (głównie jak się całuję i zabijają…), a cała reszta JAKOŚ SIĘ UŁOŻY.
Jest to, owszem, bardzo irytujące, ale muszę tak robić. Wiem, że są osoby pieczołowicie planujące każdy napisany fragment, rozpisujące sobie myśli, wnioski, punkty, dialogi. Są osoby, które od razy tworzą wszystko chronologicznie, wracając najwyżej do wcześniejszego fragmentu tekstu dla wprowadzenia poprawek. To niestety nie ja.
Do czego zmierzam? Mój sposób jest niewydajny, ale jest mój. Kiedy próbuję go zmienić, tracę chęci, wenę, siły do pisania. Zamiast ułatwiać tworzenie, utrudniam je sobie. Bez sensu.
Mam też nie do końca dobry nawyk, że lubię pisać na ostatnią chwilę. Nie jestem z gatunku osób, które regularnie naszykują sobie tekstów na zapas. Pisanie na chwilę przed publikacją motywuje mnie i wzmaga moją kreatywność. Być może właśnie z powodu braku deadline’ów bardzo ciężko jest mi pisać powieść.
Notuj pomysły i pojedyncze myśli
Są dni, kiedy wpadam na pomysł za pomysłem. Jestem jednak w pracy, w drodze na zakupy, na wycieczce i nie mogę siąść do pisania. Są też dni, gdy zaświta mi jakaś myśl, ale nie mam na nią do końca pomysłu. Zapisuję ją wtedy w notatniku, żeby powrócić do niej w odpowiedniej chwili. Ta chwila może nadejść za kilka dni albo za sześć miesięcy. Z dziesięciu pojedynczych myśli jesteś w stanie stworzyć całkiem zgrabny tekst. Przetykany czerwonymi uwagami “TU DODAĆ JAKĄŚ BZDURĘ O TYM I O TYM”.
Przerwy są bardzo ważne
Miewam dni, gdy nie mogę pisać. Nie układają mi się żadne zdania, nic nie ma sensu. Każde słowo jest wysiłkiem, nic mi się nie podoba. Czasem warto się zmusić i wychodzi coś przyzwoitego. Czasem nie warto. Lepiej iść na spacer, obejrzeć film, zjeść coś, pójść na piwo, iść spać. Niejednokrotnie rozmowa z koleżanką czy porządny sen sprawił, że tego samego dnia nagle nachodziła mnie inspiracja.
Reakcje Czytelników
Czasami uważam, że jakiś tekst jest głupi i na pewno wszyscy przestaną mnie lubić po publikacji. Oprócz jednego jedynego tekstu, po którym wylało się na mnie (zupełnie niespodziewanie!) wiadro pomyj, takie sytuacje jednak się nie zdarzają. Przynajmniej mnie. W znakomitej ilości przypadków dostaję od Czytelnika słowa otuchy albo wsparcia, podziękowania, miłe komentarze. Czasem nie dostaję prawie niczego, a tekst przechodzi bez echa.
Nie wszystkim musisz się podobać. Nie wszyscy muszą się z Tobą zgadzać. Martwiłabym się, gdyby wszyscy się ze mną zgadzali. Przyzwyczaj się, że jedno zdanie krytyki będzie Cię kuło i uwierało, choćby dziesięć czy sto innych osób mówiło Ci, że jesteś super. I tak im nie uwierzysz.
Mam nadzieję, że znaleźliście w powyższym tekście coś dla siebie. Jeśli masz jakiekolwiek pytania odnośnie powyższych punktów, daj znać. Podziel się też swoimi metodami i preferencjami.