Jestem bardzo ostrożna jeśli chodzi o współprace związane z blogiem. Riennahera.com to moja ukochana dzidzia, chcę żeby była piękna, zadbana i dokładnie taka jak sobie ją wyobrażam. Jej kondycja jest dla mnie ważniejsza niż kilka złotych z banerku czy darmowe ciuszki, dlatego też większość propozycji reklamowych odrzucam. Nie dlatego, że nie chcę zarabiać na blogowaniu, bo bardzo chcę. Ale nigdy kosztem jakości bloga.
Wiecie jaka współpraca blogowa jest najlepsza? Taka, w której nie macie żadnych zobowiązań. W której wszystko możecie jeśli macie ochotę, ale nic nie musicie. Bo blogerzy lubią mieć kontrolę nad sytuacją. Kiedy zgodziłam się zostać Przyjaciółką Organique, oczekiwania marki wobec mnie brzmiały 'liczymy na to, że zarazisz się naszą pozytywną energią i pokochasz kosmetyki Organique’. Na taką reklamę może sobie pozwolić ktoś kto jest pewien swoich produktów i wie, że bez precyzowania ilości wpisów na blogu czy fanpage’u i tak osiągnie zadowalający efekt.
Dzisiejszy wpis jest wpisem sponsorowanym, ponieważ, nie ukrywam, nie poszłam sama do sklepu i nie kupiłam tej góry kosmetyków, które mam teraz w pokoju i łazience. Ale nie musiałam o nich niczego pisać. Mogłam w kącie pokoju w cichości smarować się po twarzy i innych częściach ciała, bez słowa pochwały czy krytyki. Ale chcę napisać, ponieważ zdominowały mój weekend i na chwilę obecną jestem absolutnie zakochana w tych kosmetykach jak i w samej firmie.
Nie jestem blogerką urodową, nie znam się na kosmetykach, składach i tak dalej, dlatego nie będę Wam tutaj niczego recenzować (jeśli macie jakies pytania, spróbuję odpowiedzieć). Potrafię powiedzieć czy ładnie pachnie, czy działa jak powinno i czy lubię tego używać. Jeśli rano wstaję i nie mogę doczekać się mycia, bo będę mogła użyć peelingu, savon noir czy płynu do kąpieli, to chyba jest dobrze. Jeśli przez cały dzień się wącham bo po użyciu serum i masła do ciała pachnę jak najpyszniejsze czekoladowe ciasto, to chyba jeszcze lepiej.
Wielką zaletą Organique jest to, że po wizycie we Wrocławiu naprawdę czuję się ich przyjaciółką. To nie wielki koncern, dla którego naturalność to hasło marketingowe, tylko grupa ludzi, którzy naprawdę kochają swoją pracę i wykonują ją zgodnie z własnymi przekonaniami. Od właściciela, przez marketing aż po pracowników produkujących mydełka (Pan Sylwester! ♥), wszyscy są mili, fajni i chce się z nimi iść na piwo. A piwo jest dla mnie ważne, nie chodzę na nie z byle kim.