Poprzednim razem tekst o wybornych i przyjemnych słowach sprawił mi mnóstwo radości przy tworzeniu, a także przy czytaniu o Waszych faworytach. Czemu więc nie dogodzić sobie po raz kolejny i nie wytarzać się z przyjemnością w słowach miłych sercu i ustom? Oto moje kolejne propozycje.
Taxidermy: słowo, które prawie nikomu się nie przyda i jest całkowicie bez sensu jak zobaczy się je po raz pierwszy. Wypychanie zwierząt. Jest jednak tak dziwne, że nie umiem go nie lubić. Tym bardziej, że poznałam je dzięki tej niepokojące kreskówce…
Obnoxious: elegancki sposób na powiedzenie komuś, że jest chamem. Najlepiej łączy się z pewnym wulgarnym słowem rozpoczynającym się na literę T…
Suave: czyli uwodzicielski. Raczej o mężczyźnie. To słowo samo w sobie jest takie miękkie jak głaskanie po dłoni lub świeża pościel. SU-ŁAAW. Kojarzy mi się najwspanialej na świecie, bo pierwszy raz poznałam je na studiach, robiąc research do eseju na temat anime. Określało jednego z moich ulubionych bohaterów wszech czasów czyli Ryouji(ego?) Kajiego. On zdecydowanie jest suave.
Wee: to takie słowo-niespodzianka, które na różnych szerokościach geograficznych znaczy różne rzeczy. W Szkocji to przymiotnik “mały”, np. wee dog, wee girl, wee car, wee cokolwiek. W reszcie kraju znaczy to potocznie…siku. I need to go for a wee.
Lass/Lad: Z powodu pięciu lat spędzonych w Szkocji, którą traktuję jako jeden z trzech domów (Gdańsk-Glasgow-Londyn) i mini ojczyznę (choć wcale nie, ale wiecie o co chodzi, ogromny sentyment), wszystkie lokalne północno-szkockie słowa i brzmienia są jak miód na moje serce. Lass – dziewczyna (również lassie) i lad – chłopak (także laddie) wydają mi się absolutnie przesłodkimi słowami.
Ubiquitous: słowo to poznałam w Glasgow. Na przeuroczej uliczce Ashton Lane, pełnej uroczych i hipsterskich knajp, gdzie spotkać można co bogatszych studentów (albo studentów wydających ostatnią kasę, jak ja swego czasu), wielbicieli kina (Grosvenor Cinema to najfajniejsze kino w mieście) i inne pretensjonane kreatury. Na tej właśnie uliczce mieści się niepozorny lokal o nazwie Ubiquitous Chip. Wszędobylska Frytka. Od razu wyobrażam sobie jej przygody i robi mi się lepiej na sercu.
Ashton Lane w Glasgow Autor: Darryn Letley
Haddock: to rodzaj niedrogiej ryby dostępnej w większości supermarketów. Nic szczególnego, któregoś dnia z ciekawości spojrzałam jednak do słownika, gdzie okazało się, że haddock tłumaczy się jako ŁUPACZ. Łupacz brzmi godnie, zupełnie nie jak ryba za trzy funty. Od tamtego czasu typowym tekstem w moim domu jest “drogi mężu, dziś na obiad proponuję ci dorodnego łupacza”. Living a dream, no nie?
Gauge: czyli “szacować”. To jedno z tych słów, o których wspominałam w poprzednim tekście – pomocne, jeśli chce się sprawiać wrażenie, że jest się Ą i Ę i w ogóle fajnym. Takie słowo, którego używają w Financial Times i The Economist. To w ogóle są źródła ciekawych słów, polecam.
Bloody: Jedno z moich ulubionych przekleństw, choć wygląda “krwawo” tłumaczyłabym je bardziej jako “cholerny”. Jeśli chodzi o stek, mówimy jednak rare, nie bloody. Chociaż stek też może być cholerny, zwłaszcza, jeśli jest żylasty…
Podobno jeszcze kilkadziesiąt lat temu było to słowo, którego nie użyłaby dobrze wychowana kobieta.
W ogóle chodzi mi po głowie tekst o moich ulubionych przekleństwach, ale to może następnym razem 😉
Rzucaj pięknymi słowami! Kochajmy je razem.