W tym roku upłynęło siedem lat odkąd mieszkam w Wielkiej Brytanii. Aż do tego roku nie myślałam poważnie o powrocie. W tym roku dosięgły mnie problemy pierwszego świata – praca niewystarczająco dobra, miasteczko niewystarczająco rozrywkowe, możliwości rozwoju niewystarczająco wiele i w końcu zaczęłam się nad tym zastanawiać.
W przypadku takich rozważań wyobraźnia działa na najwyższych obrotach. Widziałam siebie w wymarzonej pracy i wymarzonym mieszkaniu, w którym wieczorami pisałabym najpopularniejszego bloga w kraju. Albo rankami, albo popołudniami, bo przecież czas pracy miałabym nienormowany. Byłabym królową świata z momentem, w którym wyszłabym z samolotu i krzyknęła 'WROCIŁAM!’.
Kiedy poradziłam już sobie z wyobraźnią zastanowiłam się czego by mi najbardziej brakowało. Mówienia na co dzień w dwóch językach? Filmów, które do kin w Polsce wchodzą nieraz z niemałym opóźnieniem? Vogue’a w cenie dobrej kanapki? Siły nabywczej funta? Brytyjskich muzeów? Architektury? Na pewno wszystkiego po trochu. Ale tak naprawdę w powrocie najbardziej przeszkadzają mi pociągi i geje.
Pociągi
Pisałam już kiedyś o mojej miłości do pociągów. Paraliżuje mnie myśl o długości podróży z Gdańska do Krakowa (odległość w linii prostej ok. 500 km). Zwłaszcza, kiedy dorzucam do niej kolejną myśl o długości przejazdu między Glasgow i Londynem (w linii prostej ok. 550 km) – 4h 30 min. To wszystko oczywiście wygodnictwo, bo można się przyzwyczaić, setki tysięcy ludzi z tym żyją i narzekają tylko trochę. A potem idą zwiedzać Pendolino, które na wspomnianej trasie Glasgow – Londyn śmiga w tę i we wtę. Wszystko to byłoby łatwiej znieść przy tanich lotach krajowych, zwłaszcza takich, które nie są odwołane, bo pieniążki ktoś zachachmęcił i się cieszy.
Gdybym była PKP albo Ministrem Transportu popełniłabym seppuku. Chociaż może i nie, bo to zakłada jakiś honor.
Geje
Umowa, którą podpisałam w nowej pracy ma ponad pięćdziesiąt stron i omawia między innymi jak mam używać krzesła i ekranu komputera oraz minimalną ilość wyjść na siku. Wszystko opisane jest tak szczegółowo i przewidziane tak roztropnie, że zadziwił mnie brak planu ewakuacji na wypadek apokalipsy zombie. Jest za to klauzula dotycząca urlopu w przypadku gdy moja lesbijska partnerka urodzi dziecko.
Nigdy nie byłam aktywistką. Nie mam znowy tak strasznie bardzo liberalnych poglądów. Moje podejście do życia można opisać tytułem filmu o Bondzie – 'Żyj i pozwól umrzeć’ (swoją drogą niezły film, fajne baseny z rekinami). Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego osoby obrażające gejów, lesbijki i osoby transseksualne lub publicznie się z nich naśmiewające są wciąż akceptowane w życiu politycznym lub mają posadki na uczelniach. Bo można się nie zgadzać. Można twierdzić, że nie powinno się mówić o homoseksualizme na lekcjach w szkołach (osobiście się nie zgadzam, ale każdy może mieć opinię). Można uważać, że to niewłaściwe, grzeszne, nieładne. Ale jak można robić z tego polityczno-religijną szopkę, tego nie rozumiem. I strasznie boję się, że moje dzieci (być może któreś z nich homoseksualne?!) byłyby wystawione na takie wpływy.
A tak poza tym to owszem, tęsknię za Gdańskiem.
Tyle o mnie. Dlaczego Wy nie chcielibyście zostawić Polski? Albo dlaczego nie wracacie?
PS Jutro odpocznę, przestanę stresować się gender i innymi gejami i zrobię zdjęcia ciuszków jak człowiek.