To nie jest post poradnikowy. To jest litania wątpliwości. Następuje jednak szczęśliwe zakończenie. Chyba. Przekonajmy się.
Często zastanawiam się czy to co piszę ma jakikolwiek sens. Czy powinnam pisać tak jak piszę czy może zupełnie inaczej? O czym innym? Ktoś powiedział mi kiedyś “I to jest twoja historia? Spodziewałam się po tobie więcej”. Szalejemy wszyscy za światem wyobrażonym przez J.K. Rowling, ale to przecież nie literatura piękna. Póki co nie. Może wkrótce? Czy warto w ogóle próbować pisać coś co nie jest literaturą piękną? Czy chcę być bardziej jak Vonnegut czy bardziej jak Tołstoj? Jak śmiem się do niech porównywać? Nie mam szans się z nimi równać, więc nie ma sensu pisać. Ale przecież to Sapkowski i Gaiman sprawili, że w ogóle zachciałam pisać…Ale Balzac! Ale Mickiewicz! A ja tu siedzę i opisuję fanfiki samodzielnie wymyślonych, głupich postaci…
Wszystko sprowadza się jednak to bardzo prostego stwierdzenia. Pisać trzeba od początku do końca. Choć zacząć możesz od środka. Tak naprawdę można pisać jakkolwiek. To obojętne. Dobrze, źle, pięknie, popularnie, sprzedajnie, banalnie, wybitnie, cały czas to samo. Nie ma różnicy. Wszystko co jest napisane i skończone jest lepsze od wszystkiego, co nie istnieje.
Jednym z moich ulubionych typów spośród klasyki internetowych komentarzy są wszystkie odmiany “to żadna sztuka, każdy może tak zrobić”. Niech zrobi. “Niczego specjalnego nie napisał/nie namalował/nie pokazał”. Ale zrobił cokolwiek. Hej, Ty też możesz. “Szkoda mi czasu na takie bzdury, jestem uczciwym, ciężko pracującym człowiekiem”. Ale na komentowanie “bzdur” nie szkoda? Jeśli zrobisz cokolwiek, jeśli cokolwiek skończysz, automatycznie jesteś lepszy od milionów innych, którzy nigdy nie zaczną.
Pisanie to samotna profesja, o czym wybitni piszący mówią często. Może zatem to przeżytek, fraszka, sposób na zabicie czasu, który można by spożytkować lepiej? Rozsądniej? Bo samotne pisanie bzdur po kątach jest takie nierozsądne…To rozrzutność podobna do przepuszczania pieniędzy na picie i drogie torebki. Czyż nie?
Szczęśliwe zakończenie przychodzi w postaci słów otuchy od tych, do których nie powinnam mieć czelności się równać. Kiedy w eseju Camusa czytasz, że wiele sił ostro pracuje nad poskromieniem wolności twórczej poprzez podważenie jej zasadności i odebranie twórcy wiary w siebie. Kiedy Gaiman wyznaje swoje regularne wątpliwości, że może już nigdy nie napisze niczego dobrego. Jeśli zaczniesz szukać odpowiedzi u tych, których chcesz czytać, to ta odpowiedź za każdy razem brzmi “rób swoje”. “Rób to”. “Rób tego jeszcze więcej, jeszcze częściej”.
Camusy, Gaimany, Tołstoje, Sapkowskie, Ty i ja – wszyscy jedziemy na tym samym wózku.