Ostatni okres w moim życiu można chyba określić jako najbardziej intensywny moment wszechczasów. Nie wszystkimi sprawami mam ochotę się dzielić teraz i zaraz (wszystko w swoim czasie), wyobraźcie sobie jednak, że intensywne i przewlekłe dolegliwości fizyczne zbiegają się z kupnem własnego mieszkania i śmiercią w najbliższej rodzinie. A perfect storm, jak mawiają Anglosasi. Taki moment, kiedy rzuca się wszystko i wszystkich i próbuje utrzymać na powierzchni życia.
W tych okolicznościach przyrody rzuciłam w diabły znakomitą większość spraw, egzystując na niezbędnym minimum – jedzenie, picie, spanie, seriale i zarabianie, chociaż z przerwami (nawet pracodawcy mają krztynę współczucia i wyrozumiałości). Mogłabym powiedzieć, że niczego nie żałuję, bo przecież potrzebuję dojść do siebie i w ten stresujący czas otulić się w kokonie bezpieczeństwa. Tyle, że to nie do końca prawda. Żałuję, że przez ostatnie trzy tygodnie napisałam wyłącznie jeden tekst.
Dobrzy ludzie są oczywiście pełni wsparcia. Będziemy cierpliwie czekać. Trzymaj się i zajmij się sobą. Doceniam troskę i życzliwość, naprawdę doceniam. Wiem też, że wcale nie wiedzą, że czekać będą może chwilę. Było mnóstwo blogerów, których uwielbiałam i na których blogi wchodziłam codziennie. Większości z nich już nie pamiętam. Ba, żeby tylko blogerów. Pisarzy i poetów było pewnie jeszcze więcej. I wszelkiej maści innych twórców.
Najgorsza rada dla blogera to zdanie “zrób sobie przerwę”.
Pisanie to praca. Najczęściej przyjemna, nierzadko ekscytująca, ale praca. Pomijając takie sprawy jak ambicja i pasja, momenty gdy nie musisz pracować dają więcej prostej przyjemności niż momenty, gdy musisz pracować. It’s always better on holiday that’s why we only work when we need the money, śpiewali Franz Ferdinand. Bardzo łatwo zapomnieć, że praca potrafi sprawiać satysfakcję. Dopamina podczas grania w grę wytwarza się dużo łatwiej i szybciej. Bez wielkiego zmuszania się do działania. Netflix to bardziej relaksujący zabijacz czasu niż mozolne układanie zdania po zdaniu.
Istnieją pewne powszechne przekonania dotyczące blogowania, które są mylne. Zakładam, że ktoś tam na pewno się ze mną nie zgodzi, chociaż wiem, że więcej osób się zgodzi. Czytelnicy, chociaż są kochani i życzliwi, mają ograniczoną cierpliwość. Nie będą czekać wiecznie, nie będą nawet czekać tak długo, jak zapewniają, że będą. Mam to wypróbowane. Lepiej tworzyć tekst gorszej niż zwykle jakości niż nie tworzyć niczego. Jeśli nie będziesz pisać przez pół roku, to nie znaczy, że tekst, który w końcu z siebie wyrzucisz, będzie jakkolwiek lepszy niż teksty, które mogłyby powstać w międzyczasie, nawet na siłę. Najczęściej to pół roku rozciąga się w nieskończoność i tracisz jakiekolwiek poczucie sensu, motywacji, celu. Znam mnóstwo blogerów, którzy nigdy nie wrócili do blogowania. Nie jestem pewna czy znam kogokolwiek, kto triumfalnie powrócił. Sama dwa dni temu powiedziałam na głos, że nie chcę już bloga, bo jest beznadziejny. Dalej tak uważam, ale znudziła mi się już gra i wygląda na to, że jestem grafomanką. Więc jednak piszę. Koniec końców pisanie pozwala dojść do siebie o wiele skuteczniej niż wiele godzin Netflixa.
Są oczywiście sytuacje, kiedy nie da się kiwnąć palcem. O wiele więcej jednak sytuacji, gdy odpuszczając wszystko co wymaga wysiłku, w imię dbania o siebie, można się zupełnie skutecznie zaniedbać. Ostatnie trzy tygodnie pamiętam jako okres jałowej pustki. Właściwie niezupełnie w ogóle go pamiętam, wszystko zlewa się w jedną całość pod tytułem jeść-pić-spać-netflix-gra-praca-niedobrze-mi. W nicość.
Czasami ludzie nie wiedzą co jest dla nich najlepsze. Czasami lepiej powiedzieć “przepisuj książkę telefoniczną, będziemy i tak czytać” niż “wróć jak będziesz mogła”. Ja konkretnie wypowiadam się na temat pisania i blogowania, ale z pewnością masz coś takiego, co jest ważne dla Ciebie. Nie słyszałam wielu osób, które powiedziałyby “szkoda, że w stresujących momentach życia kurczowo trzymałem się pasji”, kojarzę jednak niemało takich, co mówią “szkoda, że tak się ułożyło, że już nie zajmuję się (tu wstaw odpowiednią czynność)”.
Piszę to powoli wygrzebując się na powierzchnię.