Social media są trochę jak telepatia. Grywałam kiedyś w pewną karcianą grę, na jednej z setek, jeśli nie tysięcy dostępnych kart znajdował się znamienny cytat:
“Największym rozczarowaniem wynikającym z telepatii jest odkrycie jak nudni są ludzie w rzeczywistości”
Wyrzucam sobie często, że jestem zbyt leniwa, żeby codziennie powiedzieć na instastory (i na fanpage’u, i na twitterze, i na instagramie, i na blogu) coś pięknego, wartościowego, zabawnego. Prawda jest jednak taka, że nie ma takiej osoby, której instastory chciałabym oglądać codziennie. A kiedy już się za czyjąś spontaniczną twórczość zabiorę, to, no cóż. To nie jest personalny atak na nikogo. Wszyscy jesteśmy podobnie nudni.
Im więcej ktoś chce mi pokazać, tym mniej mnie interesuje. Może znamienne są moje fascynacje aktorami, którzy nie lubią mówić o sobie zbyt wiele. Może dlatego w momencie, kiedy James Norton zaczął pojawiać się wszędzie i zmieniać partnerki na łamach kolorowej prasy, stał się zupełnie nieciekawy. Z fascynacją już tak jest, że nie da się kogoś zmusić do zainteresowania. Im bardziej widać, że ktoś pragnie miłości i prosi się o nią, tym mniej ma się ochotę go nią obdarzyć.
Nie ma takiej możliwości, żeby każdy wychodzący od jednostki przekaz był wartościowy. Mądry. Wart puszczenia w świat. Im więcej zaś mamałygi i paplania, tym mniej chcę poznać prawdziwą głębię i istotę nadawcy.
Oczywiście, są osoby, dla których wpadamy po uszy. Im więcej o nich wiemy, tym wydają się ciekawsze. Jeśli nie ciekawsze, to przynajmniej słodsze, milsze, bardziej kochane. Te osoby są w naszym życiu jednostkami. Bardzo męczy mnie cały tłum osób szukających miłości całego tłumu osób. Tym bardziej mam ochotę zaszyć się i kochać jednostki, po kryjomu. Tym bardziej mam ochotę milczeć i przeżywać intymność…intymnie.
Idźcie Wy się wszyscy sami kochajcie.